piątek, 9 maja 2014

Rozdział 7

   Nim się obejrzałam, rozmowa przeobraziła się w zawiłą kłótnie. Fred krzyczał o jakiejś zdradzie. Jason przepraszał. Fred nie chciał go słuchać, uderzył go ciężarkiem w głowę. Usłyszałam trzask czaszki. Polała się krew. Dużo krwi. Zrobiło mi się słabo, chciałam wyjść. Może źle zrobiłam że poprosiłam Emetta o pomoc? Może oni go zabiją? Chciałam się tylko zemścić za to że zdradził Alison. Nie wiedziałam że ta historia ma drugie dno. Zrobiłam krok w stronę Freda i jego przyjaciół ale Emett zagrodził mi drogę. 
- Wyjdź, proszę Cię Leslie ... Nie musisz tego oglądać. 
- Przerwij to! - krzyknęłam na niego. 
Moje słowa na niego nie zadziałały, sama musiałam wkroczyć do akcji zanim zajdzie za daleko. Odepchnęłam Emetta z zaskoczenia. Gdyby nie to na pewno bym sobie nie dała rady. Był wysoki i umięśniony. Ja też nie jestem najniższa, raczej średniego wzrostu. Silna jestem tylko jak mnie ktoś zdenerwuje, ale to raczej adrenalina. Posiadam też niedużą powłokę tłuszczu, ale nie mam kompleksów. Dobrze mi z moim ciałem. Szybkim krokiem podeszłam do mężczyzny który z budowy przypominał Rixona. Nie był taki wysoki jak Emett ale umięśniony i szeroki. Popchnęłam go, ale on jakby nie poczuł. Bez słowa odwrócił się w moją stronę z zamkniętymi oczami. 
- Wyjdź stąd - syknął. 
- Nie wyjdę póki go nie zostawicie. Chcesz iść siedzieć?! - Nie potrzebnie podniosłam głos co tylko go zdenerwowało. 
- Sama chciałaś więc teraz nie narzekaj. - Nie odezwałam się, faktycznie to była moja wina. Jak zawsze. To zawsze jest moja wina. ZAWSZE! Ktoś gada na lekcji, to na pewno ja. Ktoś stłukł szklankę w domu - to na 100% ja. Miałam tego dość, popatrzyłam na Jasona który ledwo oddychał, robił mu się ogromny siniec pod prawym okiem. Krew nadal leciała. Odwzajemnił smutne spojrzenie. 
- Ona ma rację. Skończmy to przedstawienie. - Muszę przyznać tego się nie spodziewałam, myślałam że teraz zaczną się na mnie wydzierać, że mam się nie wtrącać i tak dalej, a tu taka miła odmiana. Mój przyjaciel podszedł do mnie i mnie mocno przytulił. Kochałam go jak brata. A miało się już nic nie dziać... Ostatnia akcja i jest spokojnie. Nie pojadę na ośrodek karny, możecie wszyscy być tego pewni. Nie poddam się. 
- Masz czas do jutra. A teraz się wynoś bo nie mam ochoty na ciebie patrzeć. - Powiedział Emett. Nikt się nie poruszył, wiedzieli kiedy przestać. Jason szybko wyszedł, można powiedzieć że uciekł. Nie dziwię mu się, też bym uciekała. Usłyszałam znajomy dźwięk mojego telefonu. Wyjęłam go i odczytałam sms-a. 
" Wyszłam właśnie ze szkoły, gdzie jesteś? ". Przypomniałam sobie że przecież nim zobaczyłam Jasona z tą dziewczyną napisałam jej wiadomość że chce porozmawiać. " U Emetta. Spotkajmy się przy ... " Kolejna wiadomość. " ... fontannie w parku ". Odczytałam tą która przyszła w trakcie pisania " Widziałam przed sekundą Jasona, był cały we krwi, ledwo się poruszał. Wiesz coś o tym? " Nie miałam ochoty z nikim o tym rozmawiać, nie teraz. Może jak emocje opadną. " Nic. " - Odpisałam. 
- Muszę już iść... - zaczęłam
- Odprowadzę Cię. - powiedział szybko Emett. - Zostajecie? 
- No, posiedzimy chwilkę, uspokoimy się i pójdziemy. Dzięki - Pożegnali się podaniem ręki, ja zdobyłam się tylko na ciche " Hej ". Bałam się ich, ale wiedziałam że przy Emecie nic mi się nie stanie. Znam wielu byłych i przyszłych więźniów, ale żaden z nich nie okazał tyle agresji przy mojej osobie. Jak na dziś miałam dość. 
Emett mnie odprowadził w miejsce gdzie miałam się spotkać z Alison, ale jej nie było nigdzie widać. Przez całą drogę mnie uspokajał, mówił że wszystko się jakoś ułoży i że będzie przy mnie przez cały ten czas. Znał mnie lepiej niż ta kochana brunetka z którą się przyjaźnię. Wiedział co przeżywam. Jako jeden z nielicznych dobrze mnie znał, wiedział że tylko zgrywam taką twardą, że nic mnie nie obchodzi. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. On sam wiedział co to ból. Znał każdy zakątek domu dziecka, izby dziecka czy poprawczaka. Teraz stara się wyjść na prostą, jest pełnoletni - stara się. Cenię go za to że nigdy się nie poddał, mogę powiedzieć że jest to dla mnie przykład do naśladowania. Pożegnałam się z nim i usiadłam na murku niedaleko fontanny. Napisałam kolejną wiadomość " Dzisiaj? ", kiedy ktoś złapał mnie od tyłu w talii i przytulił. Poczułam jej perfumy, to Alison. 
- Może pójdziemy na zakupy na poprawę humoru? 
- Pewnie - uśmiechnęłam się do niej. 
- Najpierw opowiem Ci jak ten idiota wyglądał, masakra - mówię Ci! Ciekawa jestem co mu się stało ... - Tak zaczęła się historia, pomyślałam tylko " Lepiej żebyś nie wiedziała..."
   Spędziłam z Alison resztę dnia. W centrum handlowym nie kupiłam nic, nie mogłam się skupić - po za tym nic nie przykuło mojej uwagi. Za to moja przyjaciółka wykupiła chyba z pół sklepu. Kiedy czekałam  na nią w przymierzalni, pisałam wiadomości z Rixonem, napisał że mnie kocha i tęskni. Uśmiechałam się do telefonu jak głupia. Mu też nie mogłam o tym powiedzieć, nawet o rozmowie z panem Morisem. Gdy wróciłam do domu byłam taka zmęczona że od razu zasnęłam. 

środa, 7 maja 2014

Rozdział 6

- Jason! Poczekaj sekundkę. Chcę z Tobą porozmawiać. - Biegnąc, krzyczałam w jego stronę. Tym razem przybrał minę cwaniaczka. Ale nie ze mną takie numery. Niech sobie nie wyobraża chłopak za wiele.
- Co chcesz? - odezwał się z chamskim uśmieszkiem na ustach.
- Ładna ta dziewczyna, nowa? - Tym razem ja się do niego uśmiechnęłam, sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam paczkę papierosów. Odpaliłam jednego i napawałam się duszącym mnie dymem w płucach.
- Nie powinno Cię to interesować - Wstał, podniósł plecak z ziemi i pewnie gdybym mu nie przeszkodziła już by szedł w stronę swojego domu. Kopnęłam go w tył nogi, tam gdzie z przodu znajduje się kolano... Nie, nie mam pojęcia jak to się nazywa. Z biologii też za dobra nie jestem, zresztą jak z większości przedmiotów. Powiem tylko tyle że Jason natychmiastowo się zgiął.
- Ale interesuje. - Spostrzegłam chłopaków idących do nas z każdej strony. Gdy doszli, jeden z nich popatrzył mu się prosto w twarz i powiedział:
- Proszę, proszę... Fred zobacz kogo my tu mamy... - Fred podszedł, obciął go wzrokiem z góry do dołu i uderzył butem w twarz. Polała się krew, miałam ciarki na rękach, widziałam jego błagalny wzrok. Sumienie mną targało ale nie mogłam nic zrobić, to kara za skrzywdzenie mojej przyjaciółki. I jak mi się wydawało nie tylko, widziałam zdenerwowany wyraz twarzy Freda, tak jak wszystkich zgromadzonych. Rozglądnęłam się czy nie przykuliśmy czyjejś uwagi ale w oknach niczego nie zauważyłam. Na wszelki wypadek warto przejść w inne miejsce, myślę że nikt z nas nie chce robić scen w samym środku osiedla. Emett chyba pomyślał o tym samym bo podszedł do Jasona, chwycił go za koszulę i pociągnął w stronę bloku.
- Chodźcie. Nie ma sensu tutaj tego robić. - Tego robić? Czego robić? Nie chciałam o nic pytać bo wyszłoby na jaw że się boję. Boje się o Jasona. Trudno w to uwierzyć, ale tak jest. Broń Cie Panie Boże żeby mi się podobał. Po prostu jest taki sentyment. Traktowałam go jak dobrego kolegę, był z Alison z pół roku. Może troszkę więcej. Sentymentalna idiotka. Kiedy sprawy zajdą za daleko wkroczę do akcji, żeby nie popełnili żadnej głupoty. Weszliśmy do klatki, od razu zrobiło się chłodniej. Popatrzyłam na Jasona który wnioskując po minie był gotowy na wszystko. Ciekawe skąd się znali, przecież Jason to miły, kulturalny chłopak, nie miał konfliktów z prawem. Przynajmniej był taki kiedy był z Alison. Od kilku dni jest niesympatyczny i szorstki. Bardziej cwany. Emett podszedł do dużych szarych drzwi na końcu korytarza, wyjął z tylnej kieszeni kluczyk i otworzył nimi wrota. Zeszliśmy schodkami do podziemi. Śmierdziało stęchlizną, wszędzie były pajęczyny, między nami unosił się kurz. Około 10 metrów od schodków znajdowała się piwnica mojego przyjaciela. Ujrzałam zarysy mebli. Coś pstryknęło, światło się zaświeciło. To nie były meble, tylko sprzęty do ćwiczeń - jak na siłowni. Wprowadzili Jasona do środka, Emett został ze mną z tyłu i powiedział szeptem: 
- Kiedy ktoś uroni pierwszą krople krwi wyjdź stąd, zrozumiano? - podniósł znacząco brew. Nie będę nalegać, to ich sprawy. Pokiwałam głową i wsłuchałam się w rozmowę Freda z Jasonem...


piątek, 2 maja 2014

Rozdział 5

   Do końca lekcji siedziałam jak otumaniona. Nigdy nie myślałam że tam skończę. Nie dopuszczałam nawet do siebie takiej myśli, zawsze wszystko uchodziło mi na sucho. Myślałam że szczęście się mnie trzyma mimo że czasem szło na krótki spacer. Gdy zajęcia dobiegły końca poszłam do szatni po wiatrówkę między czasie wysyłając sms-a do Alison że chce pogadać. Gdy szłam tak z głową wpatrzoną w wyświetlacz wpadłam na jakąś dziewczynę, podniosłam głowę i zobaczyłam szczupłą brunetkę w białej bluzce w kwiatki i w krótkich spodenkach. Zamierzałam ją przeprosić ale gdy zobaczyłam kogo trzyma za rękę zamarłam. Trzymała za rękę Jasona - chłopaka Alison. Gdy popatrzyłam w jego oczy zobaczyłam przerażenie, ze strachu przed prawdą? Nie miałam pojęcia, mało mnie obchodziło co teraz czuje. Wiedziałam tylko tyle że nie mogę nic zrobić w tej sytuacji, dopiero wyszłam z gabinetu pana Morissa. Powiedziałam tylko:
- Myślałam że jesteś inny. - Po tych słowach dziewczyna którą trzymał za dłoń zrobiła zdziwioną minę. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale tego nie zrobiła. Poszłam dalej, gdy doszłam do boksu mojej klasy odwróciłam się przez ramię i zobaczyłam jak brunetka zmierza w stronę sal gimnastycznych a Jason podąża sam do wyjścia. Zarzuciłam na siebie wiatrówkę i poszłam za nim. Przecież nic się nie stanie, przekonywałam samą siebie. Lecz gdy skręcił w niekamerowaną uliczkę, napisałam sms-a do Emetta. Mieszkał na tej samej ulicy, kolegowałam się z nim od dziecka. Nigdy się na nim nie zawiodłam, wiedziałam że i tym razem tak będzie. Gdy przechodziłam obok bloku w którym mieszkał zobaczyłam go w oknie. I nie tylko jego. Byli też jego koledzy których nie znałam. Dałam mu znak i wskazałam palcem na Jasona. Pokiwał mi głową i chwilę później zobaczyłam ich jak wychodzą przez drzwi budynku. Wydawało mi się że są od niego starsi, razem wyglądali jak gang. Zauważyłam też że każdy z nich miał gdzieś tatuaż. To na ramieniu, to na karku... Nie miałam teraz czasu się im przyglądać bardziej byłam skupiona na Jasonie który nic do tej pory nie zauważył i dalej dzielnie szedł przez ścieżkę nic nie podejrzewając.
- Siemanko, Fred jestem. - Podszedł do mnie jeden z kolegów mojego przyjaciela i podał dłoń. Miał bliznę na twarzy która przechodziła przez policzek. Mimo tego był przystojny a ta blizna tylko dodawała charakteru jego postaci.
- A ja Leslie, miło mi. - Uśmiechnęłam się do niego. Reszta też się przedstawiła, na końcu Emett podszedł do mnie i cmoknął mnie w policzek na przywitanie. Spojrzałam w stronę Jasona czy nadal tam jest. Był. Nawet usiadł na ławce. Cudownie.
- Dobra, to jak to zrobimy? - Spytał Fred.


poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 4

   Biurko, dwa krzesła, szafkę z dokumentami, ściany pomalowane w kolorze ciemnego beżu i okno z którego było widać wejście do szkoły wraz z podwórkiem. Na biurku leżał laptop firmy Asus. W gabinecie nikogo nie było. Nie ukrywam - spodziewałam się policji, kuratora lub mojego rodzica. Nie miałam pojęcia dlaczego Pan Moriss mnie tu zaciągnął. 
- Usiądź, proszę. - Wskazał mi krzesło. Usiadłam i usłyszałam dzwonek zwołujący uczniów na lekcje. Już wiedziałam jak się wywinąć z tej sytuacji. 
- Chyba powinnam iść na lekcje.
- Ależ wcale nie musisz. Jestem dyrektorem i mogę zwalniać uczniów z lekcji kiedy mam na to ochotę - Powiedział na pół władczym, na pół żartobliwym tonem. Z jednej strony chciałam zostać i dowiedzieć się o co chodzi, nie zaprzeczam - ciekawość mnie zżerała. Z drugiej strony nie lubiłam poważnych rozmów, nie wiem dlaczego przy takich zawsze zbierało mi się na płacz. Nie lubiłam przy nikim pokazywać swoich emocji. Płacz przy obcej osobie uważałam za dość intymne przeżycie, po za tym nie chciałam mieć innej opinii wśród ludzi. Dobrze mi było z taką jaka jest. Chciałam wyjść z tego gabinetu. 
- Wolałabym jednak iść na tę lekcję. - Powiedziałam stanowczym głosem, podniosłam się z krzesła i chwyciłam swoją torebkę zmierzając w stronę drzwi. 
- Chciałem Ci tylko powiedzieć że szkoła dostała list z sądu. Na Twój temat... - Powiedział na odchodne. Po tych słowach, wróciłam na swoje miejsce. 
- Jaki list? - Mogłam się tego spodziewać. 
- Jeżeli jeszcze raz coś wywiniesz, pojedziesz na ośrodek karny. A myślę że tego byś nie chciała. Postaraj się nie wagarować, być bardziej sympatyczna w stosunku do nauczycieli. A przede wszystkim postaraj się panować nad emocjami, myślę że wiesz o czym mówię... - Wiedziałam. Kilka miesięcy temu poszłyśmy się przejść z Alison, pogoda dopisywała, ale nasze humory niezbyt. Przechodziła obok nas grupa dziewczyn ze starszej klasy, zaczęły mówić o nas sprośne rzeczy na głos, mówić o Alison jakieś głupie plotki, z palca wyssane. Szkoda że nie wiedziały o niej jeszcze kilku rzeczy. Obok niej była jej przyjaciółka gotowa stanąć za jej plecami w każdej sytuacji, skoczyć za nią w ogień. Myślały że jeśli są starsze o rok czy dwa, że skoro są w większej grupie - przejdziemy obok nich jak myszki kościelne. Ale tak się nie stało. Akcja działa się tak szybko że sama byłam w szoku. Chwyciłam pierwszą lepszą za ramię, uderzyłam ją kilka razy w twarz z pięści, zeszłyśmy do parteru. Próbowała się bronić ciągnąc mnie za włosy i drapiąc sztucznymi paznokciami po twarzy. Kiedy usłyszałam że jej koleżanka zaczyna dobierać się do Alison, wstałam i ją mocno odepchnęłam, z głośnym hukiem poleciała na ścianę jakiegoś bloku. To jej głowa wydała taki odgłos, jak się okazało uderzyła o kant budynku. Poleciała krew. Podbiegłam do niej sprawdzając czy żyje, to moje sumienie tak zadziałało. 
- Koniec tego! Dzwonię po policje i pogotowie. - Powiedziała jakaś roztrzęsiona blondynka, w krótkiej, czarnej spódniczce. W tym czasie kazałam Alison uciekać, nie chciałam żeby miała kłopoty. Z początku się broniła mówiąc że mnie nie zostawi, ale ostatecznie ustąpiła pod wpływem nacisku. Kilka sekund później zajechała policja i karetka. Założyli mi kajdanki i kazali wsiąść do samochodu. Ranne dziewczyny wzięli na nosze i wjechali z nimi do ambulansu. Niezła scena, wtedy wydawało mi się że zbyt przesadna... Później okazało się że pierwsza ma złamaną szczękę, a ta która uderzyła o ścianę wstrząs mózgu. Mimo wszystko byłam dumna że kolejny raz nie dałam sobie pluć w twarz. Na policji, normalnie. Nie byłam tam pierwszy raz. Wiozą Cię na komendę, wsadzają do średniej wielkości pokoju w którym drukują jakieś papiery, piszą sprawozdanie na komputerze. Wzywają Twoich rodziców. Trochę postraszą, myśląc że spanikujesz. Pytają dlaczego, po co... Dla osobistego dobra radzę nic nie mówić. Rodzice nie byli zbytnio rozradowani, gdy wracałam z nimi do domu nie było najlepiej. Kolejny raz powtarzali mi jak bardzo się na mnie zawiedli. A to jak każdy wie jest tysiąc razy gorsze od ich wściekłości. 
- Postaram się. Dziękuje że mi Pan o tym powiedział. - Powiedziałam, gdy wychodziłam zobaczyłam jak patrzy na mnie z zatroskaniem. 
- Będę trzymał kciuki. 

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 3

  W następny dzień gdy docierałam już do szkoły usłyszałam za sobą wołanie, to musiała być ... 
- LESLIE GŁUCHOLUUU ! - Alison. Odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam moją przyjaciółkę wyglądającą lepiej niż kiedykolwiek. Miała na sobie błękitną sukienkę i czarne balerinki. Na ramiona spływały dwa ciasno zaplecione warkoczyki, na policzkach widniał leciutki róż a rzęsy umalowane były tuszem. Gdy nachyliła się nade mną aby pocałować mnie w policzek na przywitanie natychmiast owinął mnie szal jej czekoladowo-truskawkowych perfum. 
 - Co Ci się stało? - spytałam zdziwiona, bo na prawdę byłam. Jednego dnia przychodzi do mnie w stanie dość tragicznym, nie ukrywajmy...A drugiego jakby przed przybyciem do szkoły spędziła w spa co najmniej kilka godzin! 
 - A co mi się miało stać? - odpowiedziała jakby najzwyczajniej w świecie nie wiedziała o co mi chodzi. - Aaa.. o to, kiedyś musi być ten pierwszy raz, co nie? - Powiedziała spoglądając na swoje ubranie. Tak, Alison pierwszy raz w życiu miała na sobie sukienkę, ciekawa jestem jaka będzie mina innych ludzi w szkole! - A po za tym nie zamierzam marnować czasu na tego idiotę. Niech patrzy i widzi co stracił! - kilka osób popatrzyło się w naszą stronę kiedy podniosła głos.
- Kiedy to załapałaś? - spytałam. 
- Jedząc hamburgera i oglądając jakiś tam odcinek ,,Powodzenia, Charlie" - Odpowiedziała Alison wesołym głosem, a ja zaczęłam się śmiać, bo przecież wczoraj Rixon powiedział mi to samo o jej zmianie nastrojów. Przytuliłam ją i poszłyśmy w stronę szkoły.
     Już po trzeciej lekcji miałam ochotę iść do domu, ale musiałam wytrwać, i tak miałam już wystarczająco godzin nieusprawiedliwionych. Zostały mi jeszcze 4 godziny, w tym historia - moja ulubiona lekcja. Nie ze względu na przedmiot, tylko na nauczycielkę. Lekcja z nią staje się na prawdę zabawna, szczególnie kiedy się na kogoś wydziera... Wygląda to mniej więcej tak że najpierw się tragicznie drze, strzelając przy tym zdania o treści " Schowaj te zęby bo mi parkiet porysujesz" lub " Jak Cię kopnę to wylecisz z uśmiechem na ustach " i inne podobne... Większość uczniów jej nie lubi, mówią że nie da się z nią wytrzymać i normalnie porozmawiać. Ale prawda jest taka że jeśli jesteś w porządku wobec niej - ona jest w porządku wobec Ciebie. 
   Na przerwie, przed lekcją historii krążyłam po korytarzu szkolnym w poszukiwaniu Alison, kiedy zobaczyłam dyrektora idącego w moją stronę. Oho, będą kłopoty. Odwróciłam się do niego plecami i szybkim krokiem szłam w stronę toalet. Tam nie wejdzie. 
- Leslie! Nie uciekaj! - wołał za mną... Zawsze ta sama scena. Ja uciekam, on mnie goni. Ma koło 40 lat, nie było dnia żeby nie przyszedł w garniturze, a na twarzy wyhodował kozią bródkę, na dodatek myśli że jest zabawny. Najgorzej. Gdy biegłam zastanawiałam się co znowu zrobiłam... Przecież starałam się być grzeczna. 
- O matko... matko, ratujcie! - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się w stronę dyrektora który.. leżał. Leżał na podłodze szkolnej, wszyscy się na niego patrzyli. Nikt nic nie zrobił, tchórze. Nie zbyt go lubię no ale bez przesady, skoro coś mu się dzieje należy pomóc - bez żadnych wątpliwości. Podbiegłam do niego szybko i przykucnęłam. 
- Proszę pana! Nic panu nie jest? 
- Chyba mam zawał... mam zawał! - odpowiedział słabym głosem.
- Co mam robić? Co mam robić?! - Nie wiedziałam co się dzieje, to całe zajście mnie przytłaczało. Nie lubiłam nie mieć kontroli nad sytuacją. Nienawidziłam. Kiedy popatrzyłam na twarz pana Morissa zauważyłam na jego twarzy uśmiech, śmiał się ze mnie. Najzwyczajniej w świecie się śmiał. Rówieśnicy którzy zdążyli się zebrać w okół nas, patrzyli na niego zdziwieni. Dotarło do mnie że dałam się nabrać. Jak wiśnia w kupę. Nie wierzę że byłam taka naiwna. Dyrektor wstał, wziął mnie za ramię i kolejny raz parsknął śmiechem, drobinki jego śliny poleciały mi na policzki, obrzydzona tym, szybko je wytarłam. 
- Mógłby pan trochę nad tym zapanować? 
- Przepraszam drogie dziecko, ale nie mogę. Nie wiesz nawet jaką miałaś minę jak mnie zobaczyłaś na podłodze. Nie mówiąc o tym jak powiedziałem że mam zawał!  - Kolejny śmiech. Kolejna ślina na moich policzkach. " Bleee " wydukałam. Zbliżaliśmy się już do jego biura. Nie wiedziałam co tam na mnie czeka. Gdy otworzył przede mną drzwi zobaczyłam jego sekretarkę z którą trzy miesiące temu miał romans. Znałam każdy jego sekret. K.A.Ż.D.Y! Ale mimo że tyle razy rozmawiałam z jego żoną nigdy jej o tym nie powiedziałam. Nie chciałam żeby pan Moriss miał nie przyjemności za jeden głupi wybryk. Mimo że mnie denerwował to w głębi duszy nic do niego nie miałam i muszę przyznać że nawet go polubiłam przez te 6 lat. Widząc rozbawioną minę pracodawcy spytała co się stało a on tylko machnął ręką i znów zaczął się śmiać. Pani Alga - bo tak miała na imię sekretarka (obrzydliwie szczerze mówiąc), była ciemnowłosą kobietą o długich nogach, zawsze nosiła wysokie szpilki co jeszcze bardziej podkreślało jej figurę. Dziś miała na sobie fioletowe buty - jak podejrzewałam na wysokich obcasach. Na krągły tył swojego ciała założyła obcisłą, wysoką czarną spódniczkę sięgającą do połowy ud. Wciśniętą w nią została fioletowa koszulka w kratkę. Na jej zapudrowanej szyi widniał srebrny wisiorek. Weszłam do gabinetu, wprowadzona przez pana Morissa i ujrzałam... 



czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 2 LESLIE

  Przechadzając się z Rixonem dróżką obok rzeczki, rozmyślałam o naszej przeszłości, jak wyglądało nasze pierwsze spotkanie... 
  Było lato, ciepłe promienie słoneczne padały na naszą trójkę. Mnie, Rixona i Nesona. Miałam na sobie jasne jeansy i ciemną bluzę. Siedzieliśmy na mostku. Psikałam ich truskawkową mgiełką a oni śmiali się i uciekali. Później poszliśmy po jakiś alkohol i piliśmy pod osłoną ogromnych drzew. Nie zauważyliśmy że zajechała za nami policja. Byłam nieletnia i mogło się to źle skończyć, bałam się jak cholera. Ledwo stałam na nogach ale policjanci chyba nic nie zauważyli. Podeszli do nas, poprosili o dokumenty. Zaczęliśmy z nimi rozmawiać, jakoś udało się nam wywinąć i cieszę się że trafili się nam akurat tacy z którymi można normalnie porozmawiać. Skończyło się tylko na spisaniu ( żadnego mandatu! szok ). Na koniec powiedzieli nam abyśmy wylali resztki alkoholu i wywalili do kosza. Gdy było po wszystkim poszliśmy na klatkę do mojej starej przyjaciółki. Byliśmy na niezłym " upojeniu alkoholowym " kiedy Rixon przytulił mnie od tyłu w talii kiedy rozmawiałam z Erin. Odwróciłam się wtedy zdziwiona całą tą sytuacją a on przyciągnął mnie do siebie bliżej i pocałował... Neson z Erin oczywiście musieli dodać swoje trzy grosze i było " UUU ..! " . Na następny dzień pogadaliśmy o tym wszystkim i złożyło się tak że zaczęliśmy ze sobą chodzić...
- Cieszę się że Cię mam - powiedział i przytulił mnie. Jak zawsze - poczułam nikotynę i lekki zapach perfum. Kochałam ten zapach. 
- Kocham Cię - powiedziałam po czym pocałowałam go lekko w usta. 
    

środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział I




Stała nad nim, chodnik był we krwi a ciało mężczyzny w stanie tragicznym. Spojrzała na swoje ręce które emanowały słabym światłem. Uniosła je nad ciało rannego którego twarz wykrzywiła się jeszcze większym bólem. " Twoja moc przynosi mu cierpienie.. Skrzywdź go..." Szeptał głos w jej głowie a ona stała, zagubiona, nie miała pojęcia co ma zrobić. Nie chciała go zranić. Chciała tylko uciec... Sama przed sobą. Zapaść się pod ziemie ze wstydu. Znajdowali się w parku który w dzień był żywy jak niewiele miejsc w tym miasteczku. Szukała jakiejkolwiek drogi ucieczki z miejsca w którym teraz sie znajdowała. Lecz nogi odmówiły jej posłuszeństwa, a ręka zerwała się w stronę kieszeni czarnego płaszcza który miała na sobie. Znalazła tam telefon i już miała wpisywać numer na pogotowie aż nagle telefon rozsypał się w jej dłoni, tak po prostu - w piasek. Zamiast tego usłyszała gdzieś z oddali czyjeś wołania... Stanęła bez ruchu i zaczęła nasłuchiwać... 
- Leslie! - ,, Nakryli mnie, przecież nikt mi nie uwierzy w moją historię" pomyślała w panice. 
- Less ! Wstań proszę Cię i przynieś mi te cholerne spodnie... 
Nagle otworzyła oczy i zobaczyła swój pokój, limonkowe ściany, biurko, i szafki nad jej głową. Wyciągnęła spod pościeli ręce i bacznie się im przyglądnęła, ani śladu bladego światła... 
- To był tylko głupi sen.. tylko sen... - tłumaczyła sobie, kiedy znów ciszę rozdarł krzyk jej starszego brata.
- Wstawaj!!!  
- Już wstaję! - Podniosła się z łóżka, poprawiła na sobie koszulę nocną i poszła wprost do pokoju Patcha. Przypomniało jej to pewną zabawę z dzieciństwa, kiedy trzeba było skakać z jednego mebla na kolejny tak aby nie dotknąć podłogi która była uważana za lawę. Podobnie jest w jego pokoju, tylko jakby na odwrót. Żeby dostać się do szafy trzeba było pokonać wiele rzeczy leżących na podłodze - wliczając w to brudne skarpetki i ... inne części garderoby...). Gdy doszła do szafy chwyciła pierwsze lepsze spodnie i poszła mu je dać, otworzył lekko drzwi i wychylił głowę z miną szczeniaczka prosząc żeby mu zrobiła śniadanie bo spóźni się do pracy. Nie pierwszy raz uległa. Robiąc śniadanie zastanawiała się co by robić w tą leniwą sobotę. Rodzice poszli do pracy. Tato na warsztat samochodowy a mama do szkoły, była nauczycielką historii. Zaczęła od sms do swojego chłopaka - Rixona. " Hej kochanie, już wstałeś? ;* ". Położyła jedzenie na stole i poszła do swojego pokoju uporządkować ciuchy. Po chwili telefon zawibrował - znak że odpisał. " Tak, robimy coś dzisiaj? ♥ ", zastanowiła się chwile po czym odpisała " Można się gdzieś wybrać, ładna pogoda " . Wymienili kilka smsów, ostatecznie umówili się na spacer nad rzeką. Tam gdzie się pierwszy raz umówili z jego... a właściwie z ich wspólnym przyjacielem - Nesonem. Zapowiadał się niezły dzień. Do spotkania miała trzy godziny, uporządkowała w pokoju, zjadła coś, pożyczyła bratu powodzenia bo dziś na prawdę miał dużo roboty, zajmował się naprawą skuterów. Kiedy do spotkania została godzina zaczęła się przygotowywać, wykąpała się, zrobiła lekki makijaż - nie lubiła się malować mocno, minimalna ilość fluidu i tuszu do rzęs jej wystarczał. Na koniec została kwestia ubrania. Wybór wahał się pomiędzy granatowym sweterkiem i jasnymi spodniami a niebieską sukienką którą kiedyś od niego dostała. Byli już razem 8 miesięcy, oczywiście nie obyło się bez kłótni i parę razy o mały włos by zakończyli ten związek ale udało im się przetrwać i są szczęśliwi jak nigdy dotąd. Ostatecznie ubrała się w sukienkę, do tego założyła czarne balerinki i podkręciła lekko włosy. Była gotowa do wyjścia, w samą porę. Gdy przyglądała się w lustrze zadzwonił dzwonek, podeszła wesołym krokiem i otworzyła drzwi. W progu stał mężczyzna z marzeń, z różą w ręce, w dresach i czarnej sportowej bluzie. Podszedł do niej, przyciągnął ją do siebie i poczuła zapach perfum zmieszany z nikotyną...Wtopiła się w jego usta i poczuła że nigdy nie chce go stracić. To z nim chce spędzić resztę swojego życia. Objął ją w talii i mocno przytulił. 
- Ślicznie wyglądasz... - zamruczał jej do ucha.
- Już tak nie słodź - wystawiła mu język a on chciał ją w niego pocałować ale nie zdążył ponieważ wsunęła go z powrotem i znów się całowali w progu mieszkania. Chwyciła go za bluzę i wciągnęła do środka zamykając drzwi. Położył wolną ręką róże na szafce i znów przyciągnął ją do siebie idąc powoli w stronę jej pokoju. Położył ją lekko na łóżku i całowaliby się tak w nieskończoność gdyby nie kolejny dzwonek do drzwi. 
- Pójdę otworzyć tylko mi stąd nie ucieknij malutka - powiedział słodkim głosem i pocałował ją w policzek. 
Gdy wyszedł z pokoju uśmiechnęła się sama do siebie dziękując Bogu za szczęście jakim ją obdarzył. Usłyszała głos swojej przyjaciółki - Alison. Miała zapłakany głos. Leslie szybko wstała i pobiegła do przedpokoju. Alison wtuliła się w nią i rozpłakała się na dobre. W tym samym czasie Rixon wziął wcześniej zostawioną różę z szafki i poszedł wsadzić ją do naczynia z wodą. Wyczuł że powinny zostać same.
- Zostawił mnie, rozumiesz? Zostawił! Poszedł do tej... do tej.. - nie mogła wydusić z siebie słowa. Przytuliła ją mocno aby poczuła że ma w niej oparcie. 
- Wszystko będzie dobrze, nie zamartwiaj się takim pajacem, to nie ma sensu. - powiedziała szeptem. W tej samej chwili wszedł jej chłopak i spytał : 
- Dziewczyny, może na poprawę humoru zamówimy pizze? - Widać po nim że był zawiedziony że dzisiejsze plany im nie wyszły ale był wyrozumiały, po za tym lubił jej przyjaciółkę. - Może zadzwonię do Nesona żeby też wpadł? 
- Właściwie to wpadłam tylko na chwilę, muszę już wracać do domu. - odpowiedziała Alison.
- Na pewno? - spytał Rixon kiedy Leslie patrzyła na nią ze współczuciem.
- Tak, przemyślę sobie wszystko na spokojnie. Jutro do Ciebie zaglądnę, dobrze? - zwróciła się w stronę Leslie. 
- Będę czekać. - Uśmiechnęła się. Dziewczyna pożegnała się z parą i wyszła. 
- Szkoda mi jej... On wyglądał na porządnego chłopaka nie wiem co mogło się stać. - Powiedziała cichym głosem.
- Nie zamartwiaj się tym teraz. Sama dobrze wiesz że Alison długo się nie smuci. Zje hamburgera, włączy kreskówki i znów będzie szczęśliwa. - Uśmiechnął się lekko, wyobrażając to sobie. Less zaczęła się śmiać i przytuliła go. 
- To jak z tym spacerem? - spytała całując go w policzek. 
- Chodźmy, mała.